sobota, 31 sierpnia 2013

#4. The Fog (Mgła)



Dla wszystkich 11 obserwatorów.




            Z imprezy wróciłam cała roztrzęsiona. Starając się nie obudzić dziadków, po cichu otworzyłam drzwi i na palcach weszłam do swojego pokoju. Znów poczułam się bezpiecznie i  gdy tylko poziom adrenaliny zmalał, ogarnęło mnie zmęczenie. Nie chciało mi się już iść do łazienki aby się umyć, więc szybko przebrałam się w jakiś wygodny podkoszulek i położyłam się na łóżku otulając się ciepłą kołdrą. Od razu zasnęłam
            Przyśnił mi się dziwny sen. Stałam na polanie niedaleko lasu. Wyczuwałam zapach skoszonej trawy i dzikich kwiatów. Coś ciągło mnie do lasu a ja nie byłam w stanie się temu oprzeć. Wchodząc w głąb dziczy usłyszałam krzyki i zauważyłam palące się światło. Podążyłam w tamtą stronę. Szłam boso, trawa delikatnie łaskotała mnie w stopy i byłam ubrana w długą, białą suknię. Zorientowałam się, że nie jestem sama, obok mnie szły jeszcze cztery osoby. Obcy trzymali liny, które ciągnęły się w moją stronę. Z przerażeniem stwierdziłam, że jestem związana.
            Polana na którą zostałam wprowadzona miała kształt koła i była wypełniona ludźmi. Ubrani byli w lniane koszule, stare wydarte spodnie a w rękach trzymali pochodnie.
            "Co się tu dzieje" - chciałam powiedzieć, ale nie mogłam. Zostałam wepchnięta na kopiec ułożony z drewna i przywiązana do ogromnego sosnowego pala. Poczułam zapach świeżo ściętego drzewa. Po mojej lewej i prawej stronie również były podobne sterty, do których zostały przywiązane inne kobiety.
             - Za swoje czyny zostaniesz ukarana. Czy przyznajesz się do tego co zrobiłaś? - spytał niskim głosem mężczyzna. Mimowolnie spuściłam głowę.
             - Idź do diabła. Jestem niewinna - odpowiedziałam.
             - Twoja dusza zostanie uwolniona i dostąpi zbawienia - popatrzałam na mężczyznę. Ksiądz - "Nie dobrze" pomyślałam. Kapłan skinął głową na paru innych mężczyzn, którzy zaczęli podkładać ogień do stert. Zorientowałam się że stoję na stosie, wokół było słychać krzyki palących się kobiet.
             - Jestem niewinna, niewinna. Musicie mi uwierzyć. Proszę - krzyczałam a łzy spływały mi po policzkach. Chciałam żeby przestali, lecz nikt nic nie zrobił. Wszystkie stosy już płonęły.
            - Niech Bóg odpuści Ci twoje grzechy - wykrzyczał ksiądz robiąc przede mną znak krzyża. Ogień szybko zaczął pochłaniać stos i pal przy którym stałam. Jeszcze nigdy nie było mi tak gorąco. Ze zdumieniem zorientowałam dostrzegłam jednak, że ogień nie robi mi większej krzywdy. Mój szloch przemienił się w śmiech.
             - Głupcy, nie wiecie co robicie. Kiedyś wrócę i wtedy pożałujecie - wykrzyczałam i pochłonął mnie ogień.
              Obudziłam się z trudem łapiąc oddech. W pokoju było bardzo duszno.
             - Wstałaś już Res ? - powiedziała Lana wchodząc do pokoju - O matko wyglądasz strasznie.
             - Dzięki potrafisz podnieść na duchu - uśmiechnęłam się.
             - Co si się stało ?
             - Zły sen i w ogóle - odpowiedziałam.
             - Ogarnij się szybko, bo zaraz się spóźnimy.

 
*****
 
 
             Całe Widforest żyło już tajemniczym morderstwem. Po długiej kłótni z babcią, udało mi się ją przekonać aby pozwoliła mi  iść z Laną do szkoły na nogach. Powiedziała tylko żebym wróciła prosto do domu.
            Pod szkołą zgromadził się tłum ludzi. Udało mi się dostrzec Caroline i Emily, a po chwili podeszła do nas Naya.
            - Jakiś apel będzie czy coś? - spytałam.
            - Przed szkołą ?
            - Ludzie stoją wokół pomnika. Chodźcie zobaczymy co się stało - zaproponowała Lana i zaczęłyśmy się przeciskać między zgromadzonymi.
            Pomnik wyglądał normalnie, zdziwiły mnie tylko mokre ślady wokół niego. Podniosłam głowę do góry.
            - O cholera - zakryłam dłonią usta. Dziewczyny również spojrzały w górę.
            - To Ashley, jedna z cheerleader'ek - wyszeptała Em.
            - Nie żyje ? - spytała Lana. Naya przytaknęła - Byłą taka miła.
            - Proszę się rozejść - wyszli ze szkoły nauczyciel i dyrektor i  zaczęli rozganiać tłum - Nie ma tu czego oglądać. Szkoła jest dziś zamknięta, macie wrócić prosto do domu.
            - Chodźcie ze mną do sklepu - poprosiła Caroline, gdy rozchodzący tłum zrobił zamieszanie.
            - Chcesz teraz iść na zakupy ? - zdziwiłam się.
            - A myślisz, że gdy moi rodzice się o tym dowiedzą, to pozwolą mi samej chodzić po Wildforest? Tak już to widzę. Korzystam puki mogę.
            - Tak moi staruszkowie na miesiąc mnie chyba w pokoju zamkną - dodała Lana.
            - No dobra możemy iść - zgodziłam się - ale musimy to załatwić szybko, bo mam złe przeczucia i chcę wrócić już do domu.
            - Będziemy w domach za mniej niż godzinę - obiecała Caroline.
             Odwróciłyśmy się jeszcze raz w kierunku pomnika pod którym podjeżdżało już kilka radiowozów.
 
 
*****
 
 
 
             Wychodząc ze sklepu z torbami pełnymi ubrań zauważyłyśmy zmianę pogody. Nie świeciło już Słońce, które było teraz przykryte ciemnymi, zasłaniającymi całe niebo chmurami. Zaczął wiać wiatr. Caroline położyła torby na ławce i spojrzała na niebo.
           - Fajnie że była wyprzedaż. Już od dawna chciałam mieć tą sukienkę - wyciągnęłam skrawek czarnego materiału - ale nie miałam kasy a teraz mam dwie.
           - Nic tak nie poprawia nastroju jak zakupy - wtrąciła Em, która również kupiła ten sam model sukienki co ja.
           - Szkoda tylko, że nie wiedziałyśmy o tej wyprzedaży wcześniej - usiadłam na ławce - A macie jakieś wieści od Jaka ? - spytałam.
           - Nie, wiem tylko że leży w szpitalu, ale wszystko z nim już dobrze - odpowiedziała Lana.
           - Nawet nie chcę myśleć o tym co by było gdybyśmy nie poszły na tą imprezę.
           - Nie gadajmy już o tym. Zaraz zacznie padać, chodźmy może do domu - zaproponowała Em.
            Spojrzałam na niebo. Rzeczywiście, pogoda psuła się z każdą chwilą coraz bardziej i wzmagał się wiatr. Usłyszałam dzwoniący w mojej torbie telefon. To była moja babcia, więc odebrałam połączenie.
           - Tak babciu - odezwałam się.
           - Reese gdzie ty jesteś ? Nie powinnaś chodzić sama na dodatek w taką pogodę.
           - Byłam z dziewczynami na zakupach, bo szkoła dzisiaj jest zamknięta. Nie martw się już wracamy.
           - No dobrze tylko się pośpiesz bo prawdopodobnie będzie burza.
           - Dobrze zaraz będę - obiecałam i rozłączyłam się.
           - Dziwię się, że moi rodzice jeszcze nie dzwonili - Lana zerknęła na swój telefon.
           - No dobra mój dom - powiedziała Carol - Czas się pożegnać - dziewczyna przytuliła nas i zniknęła za drzwiami.
          - Em przyjdziecie dzisiaj pomóc mi z tym francuskim ? - zapytałam.
          - No jeśli uda nam się przekonać któregoś z rodziców żeby nam pozwolili, albo żeby nas podwieźli.
          - Dajcie znać jak będziecie wiedzieć.
          - Ok.
          - Myślę, że powinnyśmy sprawdzić jak czuje się Jake. W końcu to nie było zwykłe podtopienie, może coś pamięta. - wtrąciła Naya. Spojrzałyśmy na nią. Ta myśl od jakiegoś czasu siedziała w mojej głowie.
           - Mogę iść z tobą - zaproponowałam.
           - Nie wiem czy to dobry pomysł - Lana przystanęła - moi rodzice się wkurzą.
           - A ty Em ?
           - Dzięki Naya, ale nie przepadam za szpitalami. Odprowadzę Lanę, żeby się czuła bezpieczniej - Em szturchnęła łokciem moją przyjaciółkę.
           - No to idziemy we dwie - wzięłam Nayę pod ramię.
 
 
*****
 
 
 
            Droga do szpitala wiodła przez park w którym znajdowało się mnóstwo starych drzew. Miejsce wydawało mi się znajome, lecz nie pamiętam żebym tam kiedykolwiek była. Wychodząc z parku miałyśmy przed sobą budynek szpitalny.
            - Nienawidzę takich miejsc - szepnęłam do siebie i ruszyłam za Nayą do drzwi.
            Zaniosłyśmy kurtki do szatni i skierowałyśmy się w kierunku windy. Szybko wjechałyśmy na drugie piętro i odnalazłyśmy odpowiedni pokój. Zatrzymałyśmy się przed drzwiami.
             - Głupio mi tam tak wejść - powiedziałam.
             - Ta - przytaknęła Naya.
             - Jak zacznie nas wypytywać o imprezę to co zrobimy?
             - Nie wiem, uciekniemy - uśmiechnęła się moja towarzyszka i otworzyła drzwi.
              Pokój nie był duży, znajdowały się tam dwa krzesła, biały stolik i łóżko. Ściany były pomalowane na biało i ogólny wystrój był dość minimalistyczny. Pomieszczenie było dość przygnębiające. Nie wiem jak można pracować w takich warunkach i patrzeć na cierpienie innych ludzi. Moja mama też tak pracowała. W Szpitalu Klinicznym w Nowym Yorku, na oddziale kardiologicznym i kardiochirurgicznym. Często po szkole odwiedzałam ją gdy robiła obchód. Rozmawiałam też z jej pacjentami, którzy czekali na zabieg lub konsultacje. Słuchałam ich historii, niektóre z nich były bardzo poruszające.
              Pamiętam jedną, która szczególnie utkwiła mi w pamięci. Opowiedział mi ją 81 letni weteran wojenny. Jego opowieść zaczynała się kilka dni przed wyjazdem na wojnę do Europy. Poznał wtedy pewną dziewczynę, zakochali się w sobie i w dniu w którym musiał wyjechać, zaręczyli się. Będąc na wojnie pisali do siebie listy, lecz po jakimś czasie przestali. Po wojnie mężczyzna wrócił do Stanów i  znalazł dom swojej ukochanej. Niestety jej tam nie było, wyprowadziła się kilka miesięcy temu. Mężczyzna szukał narzeczonej przez 10 lat, bez przerwy i nigdy nie zwątpił w to że jej nie odnajdzie. Spotkali się całkiem przypadkiem w parku, siadając na tej samej ławce. Przez pierwsze dwadzieścia minut patrzyli się na siebie w milczeniu, bo później skoczyć sobie w objęcia. Okazało się, że kobieta również szukała ukochanego. Pobrali się tego samego dnia i  nigdy więcej się nie rozdzielili.
              Gdy mi to opowiadał strasznie się wzruszyłam. Powiedział mi również że te dziesięć lat poszukiwań, było najszczęśliwszymi w jego życiu. Gdy spytałam dlaczego, odpowiedział że każdy poranek rozpoczynał myślą, że właśnie tego dnia może odnaleźć swoją ukochaną.
              Pamiętam również dzień operacji tego mężczyzny, którego w krótkim czasie zaczęłam nazywać dziadkiem. Siedziałam wtedy z jego żoną, która odwiedzała go każdego dnia. Podczas operacji trzymałą mnie za rękę i modliła się, przekładając między palcami paciorki różańca, przez ponad trzy godziny. Operacja się udała. Z małżeństwem nadal utrzymywałam kontakt. Pojawili się też na pogrzebie moich rodziców. Śmieszne jak losy niektórych ludzi się ze sobą łączą.
             Łzy napłynęły mi do oczu.
             - Res co ci się stało ? - Naya wyrwała mnie z rozmyślań
             - Co? Nic, nic - otarłam szybko twarz.
             - Mogłam cię nie brać do tego szpitala.
             - Przestań - zmarszczyłam brwi - Przypomniała mi się po prostu pewna historia. Opowiem ci później. Róbmy to po co przyszłyśmy, bo moja babcia pewnie odchodzi od zmysłów.
            - Ok. - Jake zaczął się wiercić na łóżku i w końcu się obudził.
            - O, cieszę się że sam wstałeś i  nie musiałyśmy cię budzić - uśmiechnęłam się i przysunęłam krzesło pod łóżko.
           - A to wy - Jake uniósł głowę.
           - Niezłe powitanie dla kogoś kto wyciągnął cię z tego cholernego jeziora - przysunęła się Naya.
          - Tak, pamiętam. Leżałem ci na kolanach - obrócił głowę w moją stronę i wyszczerzył zęby.
          - No właśnie i ubrudziłeś mi całkiem ładne spodnie.
          - Jak się czujesz ? - spytała Naya.
          - Dobrze tylko głowa mnie boli.
          - Bo pewnie masz kaca.
          - Nawet nie pamiętam ile wypiłem. - odpowiedział.
          - Zapewne sporo, skoro wyszedłeś na spacer po jeziorze bez łodzi - oparłam głowę na ręce.
          - Nie byłem tam sam, szedłem tam z kimś, ale nie pamiętam z kim.
          - Co ty wygadujesz, byłeś zupełnie sam.
          - Nie Naya, ktoś mnie tam zaprowadził.
          - Nic więcej nie pamiętasz?
          - Niestety nie.
          - Koniec wizyt - rozległ się donośny głos pielęgniarki stojącej w drzwiach.
          - No tak, ale jeszcze tylko jedno pytanie - poprosiła Naya.
          - Koniec wizyt - głos pielęgniarki zabrzmiał ostrzej.
          - Okej już idziemy - wstałyśmy i zabrałyśmy nasze rzeczy - Zdrowiej szybko.
          - Dzięki za odwiedziny - odpowiedział Jake, gdy mijałyśmy w progu pielęgniarkę - Aha i pamiętam jeszcze, że nad jeziorem była mgła - wykrzyknął za nami.
           Wychodząc ze szpitala miałyśmy więcej pytań niż odpowiedzi, ale ważne że z Jakiem było wszystko w porządku.
 
 
*****
 
 
 
           - Gdzie ty byłaś tyle czasu ? - przekraczając próg usłyszałam głos babci.
           - Mówiłam już, z dziewczynami na zakupach. - podniosłam torby w górę.
           - Res, tak długo ? Powiedz prawdę - zrezygnowałam nie miałam sił wymyślać kłamstw, więc opowiedziałam prawdę.
          - I co z tym chłopakiem ?
          - Już wszystko dobrze. Pokazać ci co kupiłam ?
          - No pokaż - babcia poprawiła spódnicę i usiadła przy stole.
          - Byłą obniżka -75% ceny. - zaczęłam wykładać i pokazywać babci moje nowe rzeczy.
          - Cieszę się. Dzwonił pan Montgomery. Szkoła została zamknięta do końca tygodnia - poinformowała mnie babcia - Biedna Ashley. Od teraz nigdzie sama nie wychodzisz - spuściłam wzrok na ziemię. Wciąż miałam przed oczami przewieszone przez grzbiet wilka, przemoczone ciało dziewczyny. Właśnie przemoczone, stąd te mokre ślady na ziemi. Czemu zauważyłam to dopiero teraz ? Dlaczego była przemoczona ?
            - Myślałam jakiś czas i nawet nie zauważyłam, że moja babcia rozmawia przez telefon. Z rozmyślań wyrwał mnie dopiero jej głos.
            - Res do ciebie, to Caroline - oznajmiła. Przejęłam słuchawkę.
            - No co jest ? - spytałam.
            - Jeśli ci to nie przeszkadza to będziemy za 45 minut - usłyszałam w słuchawce melodyjny głos - Mój tata mnie podwiezie i zgarniemy dziewczyny.
           - Taka pogoda jest, że myślałam że nie przyjedziecie - odpowiedziałam.
           - Nie martw się, przecież sama sobie z francuskim nie poradzisz.
           - No dzięki - w słuchawce usłyszałam śmiech.
           - To do zobaczenia - powiedziała Carol.
           - Pa - odłożyłam słuchawkę - Babciu, dziewczyny dzisiaj do mnie przyjeżdżają.
           - To dobrze - usłyszałam w odpowiedzi.
           - A mogłabyś nam zrobić te dobre ciasteczka cytrynowe ?
           - Tak, bo przecież nie mam nic do roboty.
           - Kocham Cię - objęłam babcię i pobiegłam do pokoju przygotować się na spotkanie z przyjaciółkami.
 
 
*****
 
 
 
              - Boże, już myślałam że nie skończymy - westchnęłam odkładając podręcznik na półkę. Carol uśmiechnęła się do Em, Naya słuchała muzyki a Lana przeglądała moją szafę. Popatrzałam na okno. Padało coraz bardziej, ulicami płynęła już nawet mała rzeczka. Po chwili usłyszałam pierwszy grzmot i stukanie gradu o parapet. Niedługo później wyłączyło się światło.
             - Naya, poświeć bo nie wiem gdzie co jest - poprosiła Lana. Naya niechętnie wstała z łóżka.
             - Ale pogoda, takiej ulewy nie widziałam jeszcze nigdy i do tego grad.
             - Carol, twój tata po nas przyjedzie tak ? - spytała Em.
             - No właśnie nie wiem, mamy nowy samochód i tata nie chce go zniszczyć. - odpowiedziała.
             - Możecie nocować u mnie, babcia się zgodzi - zaproponowałam.
             - No nie wiem zadzwonię do domu najpierw - Carol wzięła telefon i rozpoczęła rozmowę - Nie muszę iść jutro do szkoły i tu będę bezpieczna, więc się zgodzili. - uśmiechnęła się. Reszta dziewczyn również zadzwoniła. Na szczęście wszyscy rodzice się zgodzili, mama Lany miała jakieś wątpliwości, ale do akcji wkroczyła moja babcia, która ją jakoś przekonała.
             - No to teraz trzeba wam znaleźć jakieś piżamki, ale najpierw pójdziemy po świece.
             Gdy byłyśmy już przebrane i miałyśmy przygotowane świece, babcia zaprowadziła nas do gościnnego pokoju, gdzie było więcej miejsca.
             - Tylko domu nie spalcie, dobrze zgaście te świece - pouczyła nas - nie chcę wieczorem biegać z dziadkiem z wiadrami i wiem, że wy też nie chcecie. - uśmiechnęłyśmy się.
             - Szkoda tylko, że nie ma TV ani radia i neta też.
             - Możemy pogadać Em - podałam pomysł.
             - O czym ? Znacie jakieś historie ?
             - Res, ty coś mówiłaś o historii, miałaś mi ją opowiedzieć - powiedziała Naya.
             - Ok, to jest taka bardzo romantyczna opowieść. Słyszałam ją od jednego z pacjentów mojej mamy. Był żołnierzem ...
             - No dobra nie gadaj, opowiadaj. Lubię romantyczne - uśmiechnęła się Emily, opierając się o ramię Carol i otulając się kocem.
             - Dobra, tylko nie przerywajcie - zaczęłam swoją opowieść. Dziewczyny słuchały w milczeniu a gdy skończyłam opowiadać, do oczu znów napłynęły mi łzy. Dziewczyny też wydawały się wzruszone.
              - Tyle lat szukać, ja nie wiem czy bym wytrzymała rok - westchnęła Emily.
              - No wiesz nie szukałabyś mnie ? - spytała Caroline z udawaną złością.
              - Oj tam. Opowiedz lepiej teraz coś straszniejszego.
              - Dobra, ale musimy usiąść wszystkie bliżej - posłuchałyśmy jej. Caroline zabrała telefon i oświetliła sobie drogę do okna. Za oknem roztaczał się widok na las, który był pogrążony we mgle.
              - Zaczniesz w końcu ?
              - Em, buduję nastrój - Carol oświetliła twarz telefonem - To było dawno, dawno temu. Jak zapewne wiecie w Ameryce działy się różne dziwne rzeczy, jak na przykład palenie czarownic. Większość z osób oskarżanych o czary to kobiety. Powodem ich oskarżeń była ich wiedza i chęć uniezależnienia się od mężczyzn, były mądrzejsze od nich. Nie wszystkie oczywiście parały się magią, lecz niektóre z nich, malutki procent, rzeczywiście to robił. Tak też było u nas. Gdy Wildforest było jeszcze małą osadą, mieszkała tu pewna młoda kobieta. Była kimś w rodzaju zielarki i znachorki do której przychodzili ludzie o rady. Wszystko działo się dobrze, ludzie zdrowieli i jej dziękowali, aż do pewnego dnia. Kiedyś odwiedził ją pewien mężczyzna, który skarżył się na ból brzucha. Dziewczyna podawała mu różne leki, lecz nic nie pomogło. Mężczyzna zmarł a dziewczyna została oskarżona o czary, przez jego żonę. Została osądzona i skazana na stos. Dziewczyna uparcie twierdziła, że jest niewinna tak też było podczas wykonywania wyroku. Została boso i w białej sukni, wprowadzona przez cztrech mężczyzn na polanę i wepchnięta na stos z sosnowym palem, który znajdował się w samum środku tej polany. Podpalono ją. I wtedy stało się co dziwnego. Podczas gdy inne kobiety wiły się w agonii ona stała i śmiała się kapłanowi w twarz. Była prawdziwą czarownicą, przeklnęła księdza i zapowiedziała swoje powtórne przyjście. Po czym strawił ją ogień a nad jej stosem uniosła się mgła. Kilka dni później ksiądz jak i mężczyźni, którzy podpalili jej stos, zmarli w niewyjaśnionych okolicznościach a na całe Wildforest spadła klęska głodu. Mówi się że jej duch powraca na ziemię gdy tylko na miejscu jej spalenia unosi się mgła. Jak teraz. - Caroline skończyła swoją opowieść i wyciągnęła palec w kierunku okna - Ale to tylko legenda, chociaż kto wie.
               - Powinnaś to gdzieś spisywać - zażartowała Lana.
               - Hahaha nie wiem skąd mi do głowy takie historyjki wpadają.
               - Najpierw jakieś bzdurne seriale o wampirach i wilkołakach oglądasz a potem ci się w głowie miesza - Emily przytuliła swoją dziewczynę.
               Dziewczyny zaczęły się śmiać, podczas gdy ja z przerażeniem stwierdziłam, że historyjka Caroline bardzo dobrze opisuje mój sen. Nie wiedziałam tylko dlaczego.
          
 
 
 
W rozdziale bardzo mało magii, właściwie 0 magii. Kolejne tajemnice i kolejne morderstwo. Jake ma amnezję po wypadkową i nic nie pamięta, a Caroline opowiada "wymyśloną" historię nie wiedząc że śniła się już Res. Biedne dziewczyny nie wiedzą jeszcze co je czeka.
 
Rozdział pisało mi się długo, ale bardzo dobrze. Dodaję z małym opóźnieniem. Ponieważ historyjkę Caroline zostawiłem na dzisiaj i nie mogłem jej wymyśleć.
 
Życzę miłego rozpoczęcia roku i do kolejnego rozdziału :)
 
 


         


środa, 21 sierpnia 2013

#3. Death is the key of freedom (Śmierć jest kluczem do wolności) .







Muzyczne inspiracje.
Chcę podziękować za rosnącą liczbę komentarzy i obserwatorów, za rady i motywację.
Znów szczególne podziękowania dla Kasi, za spamowanie w odwiedzinach :)




           Pierwszy tydzień w nowej szkole minął mi bardzo szybko. Nowe rzeczy, nowi ludzie i nowe doświadczenia. Wszystko byłoby normalnie, gdyby nie to że jestem czarownicą.
           Może się to wydawać dziwne, ze względu na moje zachowanie w lodziarni, ale przyjęłam to dość szybko i spokojnie. Cieszyłam się że dziewczyny, po wyjaśnieniu tej sprawy, nie zachowywały się i nie patrzyły na mnie jakbym nie mogła sobie z tym poradzić. Nie rozmawiałyśmy i tym. Plus całej sprawy to to, że mogłam zapomnieć o wypadku i zająć moją głowę czymś innym, a to przyniosło mi ulgę.

*****
 
 
           Spóźniona biegłam przez korytarz aby zdążyć na angielski. W sali w mojej ławce dostrzegłam znajomą twarz.
          - Cześć Toby, wróciłeś - uśmiechnęłam się, siadając w ławce. Chłopak podniósł głowę i odwzajemnił uśmiech. Nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać, więc postanowiłam to zmienić. - Nie mieliśmy okazji się poznać, jestem Reese - nigdy się sobie nie przedstawiliśmy, więc uznałam to z dobry początek rozmowy.
          - Toby White - spojrzał na mnie, jego wzrok był przeszywający a jednocześnie ciepły i kojący.
          - Więc czemu cię nie było ? - spytałam.
          - Wyjazd rodzinny - odpowiedział szybko i wrócił do przepisywania tematu z tablicy - A tobie jak idzie aklimatyzacja ?
          - Całkiem dobrze, poznałam już kilka osób - odpowiedziałam a Toby skinął głową.
Do końca lekcji nie rozmawialiśmy już, więc zaczęłam rysować jakieś wzorki na kartkach zeszytu.

        Po zakończonej lekcji wyszłam na korytarz, kierowałam się do swojej szafki, gdy zaczepił mnie wysoki chłopak. Miał na sobie kurtkę z logiem szkolnej drużyny football'owej, więc pomyślałam że musi być jednym z zawodników.
         - Jestem Jack - przedstawił się opierając jedną rękę na szafce - Ty jesteś ta nowa tak ?
         - Tak - kiwnęłam głową.
         - Masz, zaproszenie na imprezę, dzisiaj o 19 w domku nad jeziorem, adres jest w zaproszeniu. Mam nadzieję że przyjdziesz - uśmiechnął się i wręczył mi zaproszenie.
         - Będę.
          Chłopak zaprosił jeszcze kilku innych uczniów, ucieszyłam się gdy zobaczyłam że Lanę również. Z kopertą w ręku podeszła do mnie.
         - W czym idziesz na imprezę - spytała.
         - Skąd wiesz że dostałam zaproszenie ?
         - Wszyscy, którzy są chociaż trochę popularni w tej szkole, tam idą a elita dostaje imienne zaproszenie takie jak twoje i moje.
         - Fajnie, ale skąd wiesz że dostałam zaproszenie ? - uwielbiałam się tak z nią droczyć.
         - Znasz Caroline i Em, a co więcej przyjaźnisz się z nimi a one z tobą, więc już automatycznie wbijasz się w elitę szkolną.
         - A ty idziesz ?
         - Tak i ty też pójdziesz, poznasz więcej osób.
         -  No może, a teraz chodź odprowadzisz mnie pod salę.
         Po drodze mijałyśmy innych uczniów, football'istów i cheerleader'ki, którzy na nasz widok kiwali głowami lub mówili bezgłośne "Cześć". Odwzajemniałam uśmiechy mimo iż nie znałam żadnej z tych osób.
         - Idziecie ? -spytała Em podnosząc białą kopertę, gdy tylko dotarłyśmy na miejsce.
         - Tak - odpowiedziałyśmy jednocześnie.
         - Dobra ja idę bo się spóźnię - Lana zerknęła na zegarek.
         - Do lunchu - zawołałam za nią i odprowadziłam ją wzrokiem.
         - Więc w czym idziesz ? - odezwała się Em.
         - Nie wiem, może szorty i jakaś ciemna bluzka. Gdzie jest Caroline ?
         - Zwolniona, musi przygotować z trenerką plan przesłuchań do zespołu. Miała zostać po lekcjach, ze względu na imprezę przełożyła to na teraz.
        - Aha no tak, a kiedy to przesłuchanie ?
        - Chcesz się zapisać ?
        - W poprzedniej szkole byłam w zespole, więc może i tu się dostanę - uśmiechnęłam się.
        - Nie zaszkodzi spróbować - dodała Emily.

 
*****
 
 
       Podczas przerwy na lunch, cała szkoła żyła imprezą. Okazało się że Jack organizuje dwie imprezy. Część zaproszonych idzie do jakiegoś opuszczonego magazynu a elita nad jezioro. Zauważyłam również że nie wszyscy otrzymali "zaszczyt" goszczenia na imprezie.
          - Caroline wiesz że Res chce się zgłosić do przesłuchania do zespołu - oznajmiła Em gdy tylko usiadłam na miejscu. Carol i inne dziewczyny spojrzała na mnie.
         - Cieszę się konkurencja nie będzie duża, więc na pewno dasz sobie radę.
         Naya miała coś powiedzieć, już otworzyła usta, gdy nagle zamarła i patrzyła na nas pustym wzrokiem.
          - Zawsze tak ma gdy zaczyna rozmowę z Ruby - wytłumaczyła mi Lana widząc moje zdezorientowane spojrzenie. No tak prawie wyleciało mi z głowy, że Naya jest medium, a zaczynało być normalnie. Osłupienie Nayi szubko minęło.
          - Musimy gdzieś iść - powiedziała.
         - A gdzie - spytałam kończąc swoją sałatkę.
         -  Do łazienki, tam będziemy miały spokój jak się skończy przerwa. Ruby musi nam coś powiedzieć.
         - Popatrzyłyśmy wszystkie na siebie i skinęłyśmy głowami.
 
         Tak jak ustaliłyśmy, po przerwie wszystkie znalazłyśmy się w łazience. Naya zamknęła drzwi i od razu zrobiło się zimno. W odpowiedzi na zmianę temperatury, po plecach przebiegł mi dreszcz.
          - Ruby jesteś ? - spytała Naya
          - W lusterku - odpowiedział duch, wszystkie się odwróciłyśmy i zobaczyłyśmy odbicie Ruby.
          - Więc po co kazałaś nam tu przyjść ? - zadała pytanie Em podchodząc do lustra. Ruby spojrzała na nią a w jej oczach widać było niepokój.
          - Muszę was ostrzec, - zaczęła dziewczyna w lustrze - czuję że wydarzy się coś złego, niektóre istoty tutaj są bardzo niespokojne.
          - Jakie istoty ? - zapytałam, ale nie chciałam usłyszeć odpowiedzi.
          - Nie mówiłyście jej jeszcze ? Res ja nie jestem zwykłym duchem, moja dusza jest uwięziona w świecie astralnym. Nie wiem jak to się stało. Dzięki dziewczyną, które rzuciły jakieś zaklęcie, mogę się z wami kontaktować. A tymi istotami nie musisz się martwić, w większości są neutralne. - wyjaśniła.
          - W większości, a co z tą mniejszością ? - stanęłam na wprost Ruby. Po raz pierwszy nie traktowałam jej jak ducha tylko jak człowieka.
         - Tu już gorzej. W tym świecie są demony, których dzisiaj nie widziałam a to zły znak. Tutaj nie są groźne i nie mogą zrobić krzywdy, ale jeśli znajdą jakąś furtkę do waszego świata to będziecie miały poważne kłopoty - Ruby spojrzała na nas - Jesteście teraz w komplecie, a przez tą akcję ze świeczkami aktywowałyście pełną moc. Nic nie przyciąga spragnionych mocy i bezsilnych demonów tak jak czarownice. Wystarczy że pokręcą się wokół was, gdy czarujecie, przez kilka minut a nakarmią się waszą mocą i wtedy bardzo trudno będzie wam je pokonać.
          Demony, tego mi jeszcze brakowało w i tak poplątanym życiu. Jeśli kiedykolwiek narzekałam na nudę, teraz oddałabym wszystko za powrót do normalności. Chciałabym znów mieszkać w Nowym Yorku wraz z moimi rodzicami, chodzić do dawnej szkoły i widywać się ze starymi znajomymi. Teraz jestem jednak czarownicą z demonami na karku, które mogą mieszać się w moje życie lub je zniszczyć. Wtedy cos do mnie dotarło.
          - Ruby, a czy to jest możliwe, że demony spowodowały mój wypadek ? - dziewczyna przytaknęła. W tej chwili zmienił się mój punkt widzenia. Co jeśli nie dostałam mocy na darmo ?
To że jestem czarownicą mam w genach, ale dlaczego moc ujawniła się u mnie a u mojej mamy i taty już nie. Też powinni ją odziedziczyć. Postanowiłam, że od tej chwili w stu procentach pogodzę się ze swoim nowym przeznaczeniem.
         - Co musimy zrobić, aby uniemożliwić tym demonom przejście przez tą furtkę ? - zaczęłam.
         - Obawiam się że na to już za późno. Przykro mi. Teraz musicie tylko nie czarować, po jakimś czasie demony zrezygnują i wrócą tu gdzie nie będą odczuwać głodu. - poradziła Ruby. Przytaknęłyśmy, uznając to za słuszne rozwiązanie.
         
        - Res zostań na chwilkę. Muszę ci coś powiedzieć. - poprosiła Naya, gdy reszta dziewczyn opuściła łazienkę. - W dniu w którym byłyśmy wszystkie w lodziarni, zapytałam Ruby o tej twój sen.
        - I czego się dowiedziałaś ?
         Naya opowiedziała mi o wszystkim, o mojej podróży astralnej i o tym że to Ruby stała za strasznymi SMS-ami oraz o tym że Toby pomógł mi rozpocząć podróż i wejść do astralnego świata.
        - Ale jak to możliwe, Toby nie jest chyba czarownikiem, prawda ?
        - Nic mi o tym nie wiadomo, ale szczerze w to wątpię.
       - Mam już dość tych tajemnic, skoro mi pomógł to musi coś wiedzieć, więc musimy go zapytać - odwróciłam się ze zdecydowaniem do Nayi.
         - Res czy to na pewno dobry pomysł ?
         - Dość tajemnic, trzeba to wyjaśnić.
 
 
*****
 
 
          Po zakończeniu lekcji postanowiłyśmy iść do Lany, aby pomówić o imprezie. Już miałyśmy przechodzić na drugą stronę ulicy przy której stał dom Lany, gdy drogę przecięła nam pędząca na sygnale karetka. Skręciła w uliczkę niedaleko domu moich dziadków. Bałam się że coś im się stało. Poszłyśmy to sprawdzić. Karetka jechała dalej uliczką prowadzącą w głąb lasu. Bez zastanowienia my również się tam skierowałyśmy. Przedzierałyśmy się przez drzewa i krzewy, ponieważ nie chciałyśmy aby ktoś nas zobaczył.
           Przy miejscu w którym stała karetka, znajdował się już dość okazały tłum gapiów. Zawsze śmieszyło mnie to że gdy coś się dzieje to ludzie muszą o tym wiedzieć. Sama tak robiłam, ale człowiek jest istotą ciekawską i musi zaspokoić swoją potrzebę.
           Na szczęście w tłumie jak i w karetce nie znalazłam swoich dziadków. Wmieszaliśmy się w grupkę osób z naszej szkoły. Byli tam też Jake i Toby.
           - Podobno znaleźli trupa - odezwał się cicho jakiś chłopak za moimi plecami. Parę innych osób wydało z siebie ciche pomruki i wrócili do dalszej rozmowy. Spojrzałam na Lanę stojącą obok mnie. Naya mówiła cos do Caroline i Emily.
           Ktoś otarł się o moje ramię, by za chwilę pojawić się przede mną i moją przyjaciółką.
           - Został zadźgany nożem i podcięto mu gardło  - odezwał się Jake, odwracając głowę w kierunku ogromnego drzewa.
           - A wiadomo kto to był ? - spytałam
           - Jakiś nastolatek, nie mieszkał tu więc nikt go nie zna. - Jake zwrócił się do mnie.
         Gapiowie wyraźnie się ożywili w momencie gdy koroner wraz z kilkoma innymi osobami pakowali ciało do karetki. Po chwili pojazd odjechał i grupki zaczęły się rozchodzić. Naya, Em i Caroline poszły razem, Toby też gdzieś znikł. Zostaliśmy tylko ja, Lana, Jake i parę wozów policyjnych. Funkcjonariusze zaczynali powoli zabezpieczać ślady i robić zdjęcia.
           - Chodź Res, nie ma tu już czego oglądać - oznajmiła Lana. Przytaknęłam i ruszyłyśmy w stronę mojego domu.
           - Czekajcie idę z wami. Mój ojciec tu jeszcze trochę posiedzi - wykrzyknął za nami Jake i podbiegł do nas.
          - Wiesz może kto zawiadomił policję ? - spytała Lana.
          - Nie a gdy tu przyjechałem nikogo nie było - odpowiedział.
         - Po co ktoś miałby zabijać obcego w takiej dziczy - kolejne pytanie, na które moja koleżanka nie chciała znać odpowiedzi, więc chłopak tylko wzruszył ramionami.
          Ścieżka którą szliśmy była dość zarośnięta, więc nie sądziłam że ktokolwiek chciałby tędy przechodzić. Zastanawiałam się również jak obca osoba mogła znaleźć się w głębi nieznanego lasu. Doszłam do wniosku, że ktoś musiał jej to miejsce pokazać, czyli ofiara mogła znać mordercę. Przerwałam swoje rozmyślania gdy zauważyłam swój dom. Przystanęłam z Laną i pożegnałyśmy się z Jakiem.
             - Idziesz do mnie ? - zapytałam przyjaciółkę, gdy chłopak zniknął nam z oczu.
             - Nie musze się trochę ogarnąć na imprezę, za półtorej godziny po ciebie wpadnę.
             - Ok to cześć.
             - Res tylko błagam nie myśl o tym morderstwie.
             - Dobrze nie będę - obiecałam. Pożegnałam się i wbiegłam głodna do domu.
            Dziadków nie było, więc nie czekał na mnie ciepły obiad. Musiałam sama go sobie przygrzać. Zaparzyłam sobie również solidną i mocną kawę. Po skończonym posiłku poszłam do pokoju szykować się na imprezę. Torba wylądowała na podłodze od razu gdy tylko przekroczyłam próg. Postanowiłam wziąć ciepłą kąpiel w łazience moich dziadków, ponieważ tylko tam była wanna a ja nie miałam ochoty na swój prysznic. Po odświeżeniu się, zaczęłam wybierać strój.
 
 
*****
 
 
              *Za pół godziny będę gotowa * - zabrzęczał dzwonek oznajmiający nadejście SMS-a.
           Lana z gorącym kubkiem kawy w ręce podeszła do telefonu i odpisała krótkie  *OK* Dziewczyna usiadła przed oknem. W lesie wciąż było widać kręcących się policjantów. Nie mogła przestać myśleć o zabójstwie, które wydarzyło się zaledwie kilka kroków od jej domu.
              - Kochanie, nie zbierasz się jeszcze ? - krzyknął z innego pokoju kobiecy głos.
              - Jeszcze nie, jak Res będzie gotowa - odpowiedziała. Cieszyła się że jej rodziców nie było cały dzień w domu, więc nie wiedzieli o morderstwie. Gdyby było inaczej pewnie nie pozwolili by jej nigdzie iść. Rodzice Lany mieli obsesję na punkcie bezpieczeństwa. Drzwi wejściowe były antywłamaniowe i można było otworzyć je tylko specjalnym kluczem lub od wewnątrz a w oknach znajdowały się potrójne szyby. Zainwestowano nawet w monitoring, który bardzo przeszkadzał Lanie przez pierwsze kilka miesięcy.
                - Lana my wychodzimy, pozamykaj wszystko - powiedział znów kobiecy głos.
                - Dobrze mamo, pa - dziewczyna usłyszała zamykanie drzwi. Zadzwonił telefon.
                 - Naya? No co jest ?
                 - Muszę ci coś powiedzieć, teraz sobie zdałam z tego sprawę, ale to morderstwo nie było normalne - oświadczył głos w słuchawce.
                 - Co masz na myśli ? - spytała Lana.
                 - Normalnie, duchy ofiar zabójstwa zostają na miejscu w którym zostały uśmiercone. Czasem takie duchy nie wiedzą nawet że są martwe.
                 - A czemu to morderstwo było takie niezwykłe? Nie widziałaś ducha ?
                 - Mało tego, nie odczułam nawet żadnego śladu po duchach.
                 - To źle ?
                 - Nie mam pojęcia, ale mam złe przeczucie.
                 - Naya, nie denerwuj mnie proszę cię. Byłyśmy tam bardzo krótko i było bardzo dużo ludzi, to mogło cię rozpraszać.  - usprawiedliwiła Lana
                - Wiem dlatego musimy tam iść jeszcze raz.
                - Co? A kiedy niby. Ciągle kręci się tam mnóstwo policjantów i nieprzestaną dopóki nie zbiorą wszystkich śladów.
                - Pójdziemy jak zabiorą stamtąd tą żółtą taśmę.
                - Jak chcesz. Ja idę po Res, do zobaczenia na imprezie.
                - No cześć - Naya rozłączyła się.
               Lana pakując telefon do torby jeszcze ostatni raz rzuciła okiem na las.
 
 
*****
 
 
             Domek nad jeziorem znajdował się w głębi lasu, z daleka od innych budynków i wścibskich oczu mieszkańców Wildforest. Szkolna śmietanka towarzyska, na imprezie poszła na całość. Alkohol lał się strumieniami a po kątach obściskiwały się pary nastolatków. Nikt nie narzekał na muzykę i brak towarzystwa.
             Gdy dotarłyśmy na miejsce, zabawa się powoli rozkręcała. Cheerleader'ki w mega obcisłych strojach kibicowały chłopakom, którzy urządzili sobie konkurs "Kto dłużej wytrzyma pod wodą". Pijani nastolatkowie to naprawdę żałosny a zarazem śmieszny widok, bez nich nie ma zabawy.
             - My idziemy się przywitać - powiedziała Caroline.
             - Res, tylko błagam cię, nie stój tu jak kołek - wtrąciła Emily.
             - No ok idźcie już. - odpowiedziałam. Na imprezach zawsze potrzebowałam trochę czasu na rozkręcenie się. Nim się zorientowałam stałam sama. Rozejrzałam się dookoła, na stoliku obok stało kilka kubków wypełnionych alkoholem. Wzięłam jeden z nich "Na małe rozluźnienie" - pomyślałam, po czym wypiłam zawartość. Kątem oka zobaczyłam jakiś ruch, to był Toby.
              Chłopak wyszedł z domku i kierował się w stronę jeziora. W tłumie wypatrzyłam Lanę i Nayę, które widząc jak wychodzę zaczęły się przepychać przez tłum.
 
             Nad jeziorem nie było nikogo. Świetny moment na rozmowę a alkohol dodał mi odwagi.
             - Toby musimy porozmawiać - wykrzyknęłam.
             - Niby o czym ?- odwrócił się.
             - Nie udawaj, mam już dość tego wszystkiego - zmrużyłam oczy podchodząc coraz bliżej chłopaka.
             - Res, co robisz ? - spytał kobiecy melodyjny głos. Odwróciłam się, dziewczyny były już coraz bliżej.
            - To co planowałam zrobić - odpowiedziałam.
            - Nie Res poczekaj...
            - Zostaw ją Naya, mamy prawo wiedzieć - Emily złapała dziewczynę za ramię.
            - Więc, Toby powiedz o co chodzi. Wiem o to kim jestem i wiem że ty też wiesz - powiedziałam ściszając głos. Widziałam jak chłopak zaciskał szczęki, ale nie chciał się tak łatwo poddać. Otworzyłam usta, chciałam coś powiedzieć gdy nagle usłyszeliśmy plusk. Wszyscy zwróciliśmy twarze w stronę jeziora.
            - Co to było ? - spytałam.
            - Ktoś wpadł do wody - oznajmił Toby.
           - No ale kto, przecież nikogo tam nie było. - Lana podeszła do brzegu.  Wytężyliśmy wzrok, aby dostrzec coś w ciemnej tafli.
           - Coś tam jest, błagam powiedzcie że to gałąź - zawołała Naya wskazując palcem miejsce niedaleko brzegu.
            - To ciało, jakiś człowiek się topi - wykrzyknęłam i podbiegłam bliżej, reszta uczyniła to samo. Chciałam wejść do wody, dość dobrze pływałam więc może udałoby mi się wyłowić chłopaka. Gdy tylko dotknęłam wody poczułam niewyobrażalny chłód, ciecz stawała się coraz zimniejsza. Jezioro zaczęło zamarzać na naszych oczach.
            - Co jest do cholery ? - przeklnęłam cofając rękę. Ciało chłopaka w mgnieniu oka znalazło się pod lodem. Jeszcze żył i próbował się wynurzyć.
            - Dziewczyny potrzebna mi pomoc - przyłożyłam ręce do lodu.
            - Res, miałyśmy tego nie robić - zaprotestowała Lana.
            - Nie ma na to czasu, musimy go uratować - ponagliłam. Przystawiłyśmy ręce do lodu. Znów powoli oddychając, wyobraziłam sobie pomarańczową mgiełkę wydobywającą się z moich dłoni, tym razem jednak była ona znacznie większa i ogrzewała moje ręce i dłonie powodując przyjemne mrowienie. Mgiełka obejmowała również ręce moich przyjaciółek  i rozchodziła się po lodzie, który zaczął ustępować i topić się.
           - Udało nam się - wyszeptałam i wskoczyłam do jeziora. Reszta dziewczyn nadal trzymała ręce nad wodą. Objęłam chłopaka, był zimny i skierowałam się z nim do brzegu.
           - Toby weź go za ręce - chłopak uczynił to o co prosiłam i udało nam się wyciągnąć topielca na brzeg.
            - To Jake - Em oświetliła twarz chłopaka, który w tym samym momencie zaczął wypluwać z siebie wodę. Teraz nasza mgiełka objęła całe jego ciało powoli je ogrzewając.
             - Co my zrobiłyśmy - Caroline przycisnęła dłoń do czoła.
             - Miałyśmy nie... - zaczęła Lana.
             - Za późno - przerwał jej Toby - Oni już tutaj są.
              Trzymając głowę Jake'a na kolanach spojrzałam na jezioro, które nie było już pokryte lodem. Nad wodą unosiła się czarnoszara mgła. Uratowałyśmy Jake'a przed śmiercią, nie wiedząc jaką cenę przyjdzie nam za to zapłacić.
 
 
 
 

 
             Jak widzicie dziwne rzeczy się dzieją, tajemnicze morderstwo i mgła. Nikt nie wie kto za tym może stać, oraz dziewczyny nadal nie wiedzą co skrywa Toby. Jaką tajemnicę skrywa Jake i dlaczego to właśnie jego próbowano utopić. 
Znów się parę rzeczy wyjaśniło i przyszło parę nowych tajemnic. Dziewczyny nabiorą teraz trochę charakterku, dziękuję bardzo za komentarz, który mi to uświadomił. Miło czytać nad czym popracować. Cieszę się że opowiadanie się Wam podoba, po zaledwie miesiącu na blogu pojawiło się ponad 700 osób :)
 
Za niedługo pojawią się karty nowych postaci, prawdopodobnie do niedzieli.  
          

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

#2. Heritage ( Dziedzictwo )


 
 
Podziękowania dla wszystkich którzy czytają moje opowiadanie.


Obudziłam się cała mokra, było już ciemno. Przeraźliwie ciemno. Spojrzałam na okno, przez które zawsze wpadało światło z latarni ulicznej stojącej naprzeciwko. Wstałam i podeszłam bliżej. Wszystkie latarnie były wyłączone. Sama nie wiem dlaczego, ale otworzyłam okno. Od razu do mojego pokoju wpłynęło świeże powietrze i rozległo się cykanie świerszczy. Padał deszcz, przyjemnie uderzając o parapet i dach. Postanowiłam pójść do łazienki, aby się trochę odświeżyć. Wróciłam do łóżka i spod poduszki wyciągnęłam telefon, którym zamierzałam oświetlić sobie drogę.


Weszłam do łazienki, oświetliłam sobie twarz telefonem. W lusterku zobaczyłam niewyspaną twarz i potworne sińce pod oczami. Nagle w korytarzu zaczęło migać światło, zaświeciło się również światło w łazience. Odwróciłam się znów w stronę lustra. Moje serce wstrzymało bicie. Całe lustro było oszronione a na jego środku widniał napis "Pomóż mi" . Światło zgasło. Bez chwili wahania pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Było bardzo zimno, okno było cały czas otwarte. Podeszłam bliżej i zobaczyłam postać w świetle jedynej świecącej latarni. To była kobieta, podniosła głowę i ... urwał mi się film.



 
 
*****


 
 
Obudziłam się rano, przykryta ciepłą kołdrą, w swoim łóżku. Obok siedziała moja babcia.

- Obudziłaś się Res. Jak się czujesz ? - spytała spoglądając na mnie troskliwie.

- Dobrze, naprawdę.

- W nocy znaleźliśmy cię leżącą na podłodze, możesz mi powiedzieć co tam robiłaś ?

- Wyglądałam przez okno i musiałam zasnąć. - skłamałam dość nieudolnie.

- Naprawdę ?

- Tak, dziwne ale tak właśnie się stało.

- Dobrze, czujesz się na siłach aby iść do szkoły ?

- To dopiero drugi dzień, głupio będzie to wyglądać jak nie pójdę.

- Racja. Śniadanie już czeka. Ja z dziadkiem jadę na zakupy, więc możemy cię podwieźć - zaproponowała.

- Zaraz zejdę.

Moja babcia wyszła, a ja skierowałam się powoli do łazienki. Po nocnej przygodzie, naprawdę nie chciałam tam wchodzić, ponieważ nie wiedziałam co mogę tam zastać. Lustro wyglądało całkiem normalnie a na podłodze leżał mój telefon. Szybko się odświeżyłam, spakowałam komórkę do torby i zeszłam zjeść śniadanie



 
 
*****


 
 
- Cześć Res - przywitała mnie Lana przy drzwiach od sali fizycznej.

- No cześć - uśmiechnęłam się.

- Cześć wam - powitała nas Em - Ale była burza wczoraj w nocy.

- Tak u was też nie było światła ? - spytałam

- Nie - zaprzeczyły i spojrzały na mnie.

- U mnie nie było.

- To nie możliwe, gdyby u ciebie nie było to u mnie też nie - wtrąciła Lana.

- Oj no nie ważne, było czy nie było. Zaraz się zacznie lekcja - dodała Emily.

Wchodząc do klasy chciałam sprawdzić czy na pewno mam wyciszony telefon. Wyciągnęłam go z torby i zobaczyłam pięć wiadomości, wysłanych spod zastrzeżonego numeru. Na wszystkich znajdowała się ta sama treść "Pomóż mi".

Stanęłam jak wryta, nie wiem jak udało mi się usiąść na miejscu i o czym była lekcja. Na kolejnych zajęciach było gorzej. Na angielskim dostałam 10 wiadomości, francuski - 12, WF - 14, matematyka - 15. Do przerwy obiadowej otrzymałam łącznie 66 wiadomości, wszystkie o treści "Pomóż mi". Wtedy zrozumiałam że to nie są żarty i postanowiłam powiedzieć o tym dziewczynom.

Do samego stolika prawie biegłam. Na szczęście wszystkie dziewczyny już tam były.

- Nic nie jesz ? - spytała Caroline, widząc że nie wzięłam lunchu.

- Nie mam ochoty. Musze wam coś pokazać - na środek stolika rzuciłam telefon, który w tym samym momencie oznajmił że otrzymałam nową wiadomość.

- Dostałaś wiadomość - Emily podniosła komórkę do ręki, aby mi ją podać, ale ja już znałam treść wiadomości.

- Nie, sama przeczytaj - cała się trzęsłam.

- Boże, Res usiądź może. Cała blada jesteś, zemdlejesz zaraz - powiedziała Naya przesuwając się abym mogła usiąść.

- No Em, czytaj - pośpieszyłam przyjaciółkę.

- Pomóż mi - odpowiedziały my razem i dziewczyny zwróciły się w moją stronę.

- Z tą to już 67 wiadomości o tej samej treści, od nieznanego numeru.

Lana i Carol jednocześnie spojrzały na mój telefon podczas gdy Emily przeglądała pocztę.

- Ale kto mógł to wysłać ? - spytała Naya.

- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam - Powiem wam tylko tyle, że wczoraj dostałam pierwszą taką wiadomość ... na swoim lustrze w łazience.

- Co, ale jak ? - widać było że dziewczyny są równie skołowane jak ja.

- Mało tego, całe lustro było oszronione i w korytarzu cały czas migało światło - dodałam.

- Res, musisz nam opowiedzieć o wszystkim.

Streściłam im wszystko od snu do mojego omdlenia. Dziewczyny wsłuchiwała się w każde wypowiadane przeze mnie słowo, co jakiś czas wymieniając między sobą spojrzenia. Gdy skończyłam swoją opowieść zapadła cisza. Pierwsza odezwała się Caroline.

- Poprzez sny nasza podświadomość pokazuje nasze uczucia, których często nie potrafimy dostrzec.

- Właśnie a ty przeszłaś wystarczająco dużo - dodała Emily - a te SMS-y to pewnie jakiś żart, uczniowie mają różne dziwne pomysły.

- No dobra, może macie rację - powiedziałam, ale nie byłam co do tego do końca przekonana.

Zadzwonił dzwonek na lekcje, więc wszystkie ruszyłyśmy w kierunku sal.



 
 
*****


 
 
- Naya - Lana złapała dziewczynę za rękę - co o tym sądzisz ?

- Nie mam pojęcia, wiem tylko że to nie był zwykły sen.

- To może być sprawka Ruby ? - spytała Lana. Naya przecząco pokręciła głową.

- Wątpię, teraz jest bardzo osłabiona, ale zapytam ją i dam wam znać.

- Ok.

Naya przystanęła na chwilę i poczekała aż jej koleżanka i inni uczniowie wejdą do sal. Dziewczyna skierowała się do łazienki i po sprawdzeni czy nikogo tam nie ma zamknęła drzwi i przekręciła zamek, aby nikt nie mógł wejść .

- Ruby możesz się pokazać, nie ma tu nikogo - nic się nie stało więc kontynuowała - Wiem że tu jesteś - nagle całą łazienkę ogarnął przeraźliwy chłód, pomimo tego że drzwi i okna były pozamykane. W lustrze obok Nayi zamigotała postać. Na początku była tylko czarną mgłą z której zaczął się formować kształt. Była to siedemnastoletnia brunetka w postrzępionej brązowej sukience.

- Czego chcesz ? - spytała - wiesz że nie mam teraz dużo mocy i nie mogę z tobą długo rozmawiać.

- Tak wiem, ale mam do ciebie kilka pytań. Zapewne słyszałaś to co mówiła Res w stołówce, chcę wiedzieć czy ten sen i SMS-y to twoja sprawka.

- Tak, ale tylko po części.

- Jak to po części?

- Daj mi dokończyć i nie przerywaj. To nie ja ją tam wciągnęłam, to ona sama i to nie był sen, to była projekcja astralna Naya.

- Nie, to nie jest możliwe, żeby osiągnąć coś takiego nie ćwicząc.

- Jej się udało, ma tutaj większą moc i jesteście w komplecie. Dodatkowo ktoś jej pomógł.

- Kto ? - spytała Naya coraz bardziej ciekawa i zdenerwowana.

- Toby, Toby White, on jej pomógł a ja pokazałam resztę.

- Ale jak on to zrobił ?

- Dowiecie się wkrótce. Zostało mi już mało czasu. Musicie porozmawiać razem i powiedzieć Reese prawdę. Jest silna poradzi sobie z tym, ale jest również w wielkim niebezpieczeństwie.

- Co się dzieje Ruby, powiedz.

- Nie mogę powiedzieć, na razie to zbyt groźne również i dla was, im mniej wiecie tym lepiej.

- Ruby ...

- Powiedzcie jej prawdę - przerwała, po czym jej postać zniknęła i po chwili łazienkę znów ogarnęło ciepło. Naya wiedziała że podczas każdego kontaktu z duchem robi się zimniej, gdyż duchy do ukazania się potrzebują energii, którą najczęściej pobierają z ciepła. Jako medium Naya była już do tego przyzwyczajona, lecz za każdym razem gwałtowne zmiany temperatur wywoływały u niej dreszcze. Wyciągnęła telefon z kieszeni i wysłała do dziewczyn SMS, z prośbą aby się gdzieś spotkać.
 
 
*****


 
 
Po szkole postanowiłam pójść do biblioteki, aby wypożyczyć pierwszą z lektur, którą mieliśmy omawiać na angielskim.

Przechodząc między regałami usłyszałam huk w alejce za mną. Odwróciłam się. Na podłodze znajdowała się gruba książka. Była otwarta i leżała okładką do góry. Zastanawiałam się jak mogła spaść, ale w bibliotece był przeciąg, więc to na niego zrzuciłam winę. Księga była kroniką Wildforest z 1963 roku, a otwarta była na stronie na której przyklejony był wycinek z gazety.



"Szóstego września o 9:45 w lesie zostało znalezione ciało siedemnastoletniej dziewczyny. Ofiarą jest poszukiwana od trzech dni Ruby O'Hara, która wraz z rodzicami przeprowadziła się do Wildforest niespełna rok temu z Wielkiej Brytanii. Zginęła od postrzału w klatkę piersiową..."
 


Czytałam i coraz bardziej się denerwowałam. Opis dziewczyny, jak i cała reszta, zgadzały się z moim snem. Ostatecznym potwierdzeniem tego było zdjęcie ofiary.

Podniosłam kronikę i zrobiłam zdjęcie stronie, aby pokazać je moim koleżankom, po czym z bijącym jak oszalałe sercem ruszyłam do wyjścia. Miałam już tego wszystkiego dość. Wiedziałam że w snach pojawiają się osoby które się już kiedyś widziało, ale ja byłam pewna, że tej dziewczyny nigdzie ani o niej nie słyszałam. Więc jakim cudem znalazła się w moim śnie ? Zerknęłam na zegarek, była 16:28, postanowiłam pójść na spotkanie z dziewczynami i powiedzieć im o moim odkryciu, z resztą i tak miałyśmy się spotkać w lodziarni.



 
 
*****


 
 
W lodziarni czekały już Caroline i Emily, przygotowywały wszystko na rozmowę.

Twoi rodzice nie zdenerwują się, gdy zjemy te lody?

- Nie, jutro i tak zmieniają na nowe, więc możemy zjeść wszystko. - odpowiedziała Emily łapiąc Caroline za rękę.

- Boję się tej rozmowy – Em usiadła przy jednym ze stolików.

- No, ale czytałaś tego SMS-a od Nayi. To nie może czekać.

- Wiem wiem, ale jak ona sobie z tym poradzi.

- Pomartwimy się tym później, idź po świece bo zapowiada się na burzę – poprosiła Caroline.

- Co przecież była ładna pogoda – Em podeszłą do okna. Niebo z błękitnego zmieniło się na ciemnoszare i zachmurzone, a całe Wildforest pogrążyła się w mroku. Ktoś wszedł do lodziarni.

- Świetnie, nie wzięłam parasola a burza się zbliża – powiedziała Lana podchodząc do okna – szybko się pogoda popsuła, a jeszcze 5 minut temu nie było żadnej chmurki.

- Chodź mi pomóż przynieść świece, tak na wszelki wypadek. - Emily złapała Lanę za rękę i poprowadziła w kierunku schowka.

Caroline postanowiła nałożyć sobie kilka gałek lodów. Nie musiała martwic się o figurę, miała świetną przemianę materii a dodatkowe, codzienne ćwiczenia pozwalały jej jeść co chciała. Usiadła przed oknem i widziała jak ludzie próbowali ukryć się przed coraz gorszą pogodą. Dziewczyny wróciły z kilkoma pudełkami świec, które zaczęły rozstawiać na parapetach i pobliskich stolikach.



 
 
*****



 
 
Gdy wchodziłam do lodziarni zaczął padać deszcz. W środku były już wszystkie dziewczyny. Powiesiłam bluzkę i torbę na krześle. Budynek był dość spory, mieścił kilka stolików i krzeseł, ladę, lodówki i dwie maszyny do lodów. Usiadłam obok Nayi i Lany.

- No już jestem – powiedziałam, nakładając sobie kilka gałek lodów cytrynowych na talerz – O czym chciałyście porozmawiać ?

Dziewczyny zerknęły na siebie i zapadła głęboka cisza. Miały takie same miny jakie mieli lekarze w szpitalu, w którym się obudziłam po wypadku. Pamiętam ten dzień doskonale i chyba już nigdy go nie zapomnę. Te miny nie wróżyły nic dobrego i znów musiałam je oglądać.

- No dobra, mówcie o co chodzi, bo macie miny których nie lubię oglądać – odezwałam się pierwsza, próbując przerwać coraz bardziej denerwującą mnie ciszę – jakoś to zniosę nie martwcie się.

- Res, - zaczęła wolno Lana – jest taka bardzo ważna sprawa, o której miałaś się dowiedzieć dużo później. Och kurczę, no nie wiem jak ci to powiedzieć.

- Posłuchaj – odezwała się teraz Caroline, sprawiając mojej różowowłosej przyjaciółce wielką ulgę – W Wildforest jest taka dość stara historyjka, no może opowieść, chcesz jej posłuchać ? - pokiwałam głową potakująco, lepsze są historyjki niż cisza. - Świetnie, a więc kilkadziesiąt lat temu , żyło tutaj kilka osób, byli mniej więcej naszego wieku. Niczym się nie różnili od swoich rówieśników. Byli najlepszymi przyjaciółmi, zawsze trzymali się razem. Łączyła ich również pewna cecha. Od pokoleń w ich żyłach płynęła krew, która niosła ze sobą ogromną moc. Osoby te były czarownicami i czarownikami, tworzyli jeden z najpotężniejszych Kręgów na świecie...

- Ta historyjka robi się dziwna, wybacz Caroline, ale ja nie wierzę w takie rzeczy – przerwałam.

- Mówiłam że to się nie uda – wtrąciła Lana.

- Pozwólcie mi skończyć. Więc, nie chcieli na siebie zwracać uwagi, ale magia sama zaczęła wymykać im się spod kontroli. Postanowili związać i zmniejszyć swoją moc, co doprowadziło do tragedii. Pięćdziesiąt lat temu, jedna z dziewczyn z kręgu została zamordowana w lesie, a dokładniej zastrzelona. Krąg został przerwany, a moc uwolniona. Inni z grupy, chcąc zemsty, długo szukali zabójcy, niestety bezskutecznie. Moc znalazła ujście i tak właśnie rozpoczął się pożar który strawił połowę lasu. Krąg postanowił ostatecznie wyrzec się swojej mocy, rozdzielić się i już nigdy więcej nie spotkać. Kilkoro uciekło z Wildforest między innymi do Europy i Azji, a także na północ i południe Stanów Zjednoczonych. Może się to wydać jeszcze dziwniejsze, ale ta opowieść dotyczy również nas. To nasze dziedzictwo. A i jeszcze jedno, zamordowana nazywała się Ruby O'Hara, ale tego pewnie się już dowiedziałaś.

- Opowieść Caroline nie wydawała mi się prawdziwa, ale ostatnie zdanie budziło we mnie wątpliwości. Chciałam wstać i wyjść, powstrzymała mnie tylko ręka Lany na moim ramieniu.

-Res, wiemy że to trudne ale...

-Jakie ale, wymyślacie jakieś niestworzone historyjki i chcecie mi namieszać w głowie.

-Nie Reese, my wszystkie jesteśmy czarownicami. To nie jest takie straszne.

Wstałam, zamierzałam wyjść, opuścić lodziarnię jak najszybciej. Jak one mogą mi mówić takie rzeczy. Jak ja mogłabym być czarownicą,wiadomo każdemu przytrafiają się dziwne rzeczy mnie również, ale to nigdy nie było nic szczególnego. Nagle niebo pociemniało a w lodziarni zapanował chłód i i zgasły wszystkie lampy. Czyjaś ręka pomogła mi odnaleźć krzesło.

- Cholera, nie mam zapałek – powiedziała Emily wyciągając z torby telefon, zrobiłyśmy to samo – Chodźcie tu, będzie lepsze światło.

- Wiedziałam, że tak to się skończy – wtrąciła Naya, która do tej pory milczała.

- Przyniosłyście świece, a nie macie zapałek? Bardzo mądrze – podeszłam powoli do stolika wciąż zła.

- Jesteśmy tylko ludźmi, ale znam inny sposób na zapalenie świeczki. - Naya złapała mnie za rękę.

- Ciekawe jaki ?

- Chodź pokażę ci, chyba że się boisz – spojrzała na mnie z nutką drwiny w głosie.

- Dawaj, nie boję się.

Naya podniosła ze stołu świeczkę i wepchnęła mi ją w ręce.

- Trzymaj ją mocno, zamknij oczy i wyobraź sobie że świeczka zapala się sama – poprosiła.

- Co to nie możliwe...

- Uwierz mi, uda się – przerwała mi Naya, dziewczyny patrzyły na nas, a Em zachęcająco kiwała głową.

- Ok spróbuję, ale jeśli się nie uda, wychodzę.

- Musisz tylko uwierzyć.

Zamknęłam oczy, próbowałam unormować oddech i uspokoić się. Wyobraziłam sobie jak przez moje ręce do świeczki przechodzi pomarańczowa mgiełka, która rozpala płomień. Otworzyłam oczy.

- I co, nie działa. Ta wasza historyjka to jedno wielkie kłamstwo – rzekłam triumfalnie.

- Odwróć się Res – uśmiechnęła się Emily.

Za moimi plecami paliły się wszystkie świeczki, porozstawiane na parapetach. Zwróciłam wzrok z niedowierzaniem na niepalącą się świeczkę, którą cały czas trzymałam. Pojawiła się drobna iskierka, która po chwili zmieniła się w ogień ogarniający cały knot. Upuściłam ją i z chwilą gdy uderzała o podłogę wszystkie świece zgasły.

- Teraz nam wierzysz ? - spytała Lana podnosząc telefon.

- Ale jak my to zrobiłyśmy ? -zapytałam Nayę.

- To tylko twoja sprawka kochana, ja tylko pomagałam ci trzymać świeczkę – mrugnęła.

- Więc to prawda, jesteśmy czarownicami – powiedziałam zdziwiona i przerażona całym zajściem, siadając na krześle. Dziewczyny uśmiechnęły się i odprężyły, a Lana mnie objęła. Wtedy pomyślałam, że wszystko się jakoś ułoży. W lodziarni znów rozbłysło światło.

- Res, musisz jeszcze kogoś poznać – wtrąciła Naya, obok której zamigotała postać kobiety – To jest właśnie Ruby, jest tak jakby jedną z nas - patrzyłam w znajomą ze swojego snu twarz i nie wiedziałam co powiedzieć.



 
 
*****
 
 
 
 
 
 


Kładąc się na łóżku wiedziałam że moje życie zmieni się nieodwracalnie. Jeszcze ciągle przetwarzałam wszystko co się wydarzyło w lodziarni. Z jednej strony cieszyłam się że niektóre sprawy, takie jak tajemnicza postać z mojego snu, zostały zostały wyjaśnione, ale z drugiej strony miałam teraz na barkach ogromne brzemię, którego nie mogłam nikomu wyjawić.

Zasnęłam z myślą o tym co przyniesie kolejny dzień.



 
 
Przepraszam za wygląd i format rozdziału, próbowałem to poprawić we wszystkich możliwych programach, ale efekt był jeszcze gorszy. Już nigdy nie będę pisać w Wordzie, tylko od razu tutaj.
 
 
Co do opowiadania to jestem zadowolony, ponieważ w rozdziale zawarte jest wszystko to co chciałem. Niektóre sprawy się wyjaśniły a niektóre zostaną jeszcze tajemnicą. Mam już pomysł na Tobiego, który w rozdziale się nie pojawił niestety, postanowiłem wątek o nim przenieść do następnego. Dziewczyny będą się teraz oswajały z pełną mocą, a Res będzie mieć coraz więcej na głowie.
W Wildforest zacznie się coś dziać.

niedziela, 4 sierpnia 2013

#1.The new begining.( Nowy początek )


 
- piosenka, która pomogła mi przejść przez dialogi.
Podziękowania dla Kasi za tą drobną pomoc i wsparcie.





 - Reese wstawaj już siódma, zaraz spóźnisz się do szkoły i to pierwszego dnia!- wykrzyknęła babcia, gdzieś z korytarza. Faye Pears była dość wysoką i szczupłą osobą. Miała kruczoczarne włosy do ramion, zielone oczy i mleczną cerę. W wieku pięćdziesięciu siedmiu lat wyglądała jakby dopiero przekroczyła czterdziestkę. Miała świetną figurę, zawsze jadła o regularnych porach, świetnie się ubierała dość elegancko i głównie na czarno.
- Dobrze już za chwilę będę gotowa - powiedziałam powoli przeciągając się na swoim wygodnym łóżku. Siedząc wyjrzałam przez okno na las, który otaczał jednopiętrowy domek moich dziadków i który o tej porze w Wildforest był wyjątkowo zielony.
    Las ten niedawno został rezerwatem przyrody ze względu na swoje ogromne ilości fauny i flory leśnej. Znajdowały się tam wilki, które wyły co miesiąc do pełni księżyca, sarny objadające rabatki mojej babci, sowy lubiące przesiadywać na pobliskich drzewach, czasami udawało się dostrzec łosie szukające pożywienia i pumy czekające na swoje ofiary. Bardzo lubiłam ten las, był odskocznią od miejskiego gwaru i samochodowych spalin.  Gdy byłam mała przyjeżdżałam tu z rodzicami w każde wakacje, wtedy z babcią chodziłyśmy do sadu po maliny, wiśnie czy truskawki i robiłyśmy z nich soki, dżemy lub ciasta. Może to zabrzmieć dziwnie, ale naprawdę cieszyłam się, że będę mogła tu zamieszkać.
    Tutaj mieszkała również moja najlepsza przyjaciółka Lana Woods, z którą miałam iść do szkoły i której głos wyrwał mnie z rozmyślań.
- Reese no pośpiesz się, nie wiem jaki ty masz zwyczaj, ale ja pierwszego dnia do szkoły spóźnić się nie chcę, drugiego już może, ale pierwszego nie - powiedziała i zerwała mnie z łóżka, zaprowadziła do łazienki i poszła wybierać dla mnie ubranie.
Lana była naturalną blondynką, ale na początku wakacji przefarbowała się na różowo, z początku trudno było się do tej zmiany przyzwyczaić, ale w końcu mi się udało i musze przyznać że Lana w różowej odsłonie wyglądała równie dobrze jak w swojej blond wersji. Przyjaciółka stała przy szafie podczas gdy ja doprowadzałam się do porządku w łazience. Po udanej próbie przywrócenia swojego normalnego wyglądu, wyszłam z łazienki i zobaczyłam na łóżku obok swojej torby dżinsowe szorty, biały top i przeźroczystą bluzkę.
- Lana te rzeczy nie są moje - powiedziałam przenosząc zdziwiony wzrok z ubrań na nią.
- Są moje. Jako nowa pierwszego dnia w nowej szkole musisz zwrócić na siebie uwagę, a w tych twoich ubraniach raczej ci się to nie uda.
- Już wystarczy że ty tą uwagę zwracasz i te twoje różowe włoski, jak będę chodzić koło ciebie to raczej mnie zapamiętają.
- No nie marudź tylko ubieraj się, bo nie zdążymy.
Gdy byłam już gotowa, zbiegłyśmy do kuchni. Na zegarze była już 7:30. Nie zdążyłam zjeść śniadania i wyszłyśmy.

*****
 
   Szkoła w Wildforest była ogromna, musiała pomieścić prawie 700 osób. Budynek był bardzo okazały, otynkowany na biało z szarym dachem. Minęłyśmy pomnik maskotki szkolnej drużyny, ogromnego wilka. Pomnik wykonany był ze stali. Na piedestale, na którym stał wilk, były tabliczki na których znajdowały się imiona i nazwiska najlepszych zawodników ze szkolnej drużyny rugby - Wilków z Wildforest. Wchodząc do szkoły minęłyśmy paru uczniów i uczennic, którzy z ciekawością zerkali na różowe włosy mojej koleżanki.
- Gdzie tu jest gabinet dyrektora, bo muszę odebrać plan lekcji i szyfr do szafki. - zapytałam.
- Zaprowadzę cię.
- A nie miałaś się nie spóźnić ?
- No przecież w szkole jestem, więc w czym problem?
- No dobra nie ważne, prowadź.
Po drodze spotkaliśmy jeszcze innych uczniów, parę klas i schody. Ta szkoła była naprawdę ogromna. Zastanawiałam się jak się tu odnajdę. Gdy dotarłyśmy pod gabinet, dyrektor już na nas czekał. Pan Montgomery był bardzo miłym i życzliwym mężczyzną, przywitał mnie i Lanę i szybko dał mi to po co przyszłam.
- O świetnie masz pierwszą fizykę- ucieszyła się Lana, wyrywając mi uprzednio plan z ręki.
- I co w tym takiego fajnego? - Muszę przyznać, że pomimo tego iż nie jestem głupia za fizyką nie przepadam, pewnie tak jak większość uczniów.
- W samym przedmiocie nie ma nic fajnego, ale będziemy tam chodzić razem więc jakoś nam minie ten czas.
Weszłyśmy do sali, w której było już całkiem sporo osób. Lana uśmiechnęła się i podeszła do jakiejś dziewczyny.
- Reese, to jest Emily Connor - przyjaciółka przedstawiła mnie.
- Cześć - przywitałam się, chcąc zgrywać pewną siebie.
- No witaj - Emily zwróciła wzrok w moją stronę. Była piękną brunetką i miała olśniewający uśmiech. Uścisnęłyśmy sobie dłonie - Więc to ty jesteś ta nowa ?
- Tak, na razie nie jest tak źle jak mi się wydawało jeszcze pół godziny temu.
- Reese, poczekaj aż się lekcja zacznie - wyszczerzyła zęby Lana, opierając się o ramię nowo poznanej dziewczyny i wtedy zauważyłam że Emily jest cheerleader'ką. Świetny początek mojego życia towarzyskiego w nowej szkole.
- Lana muszę przyznać, że ten twój różowy kolorek dość do ciebie pasuje.
- Dzięki Em, twój brąz też nie prezentuje się najgorzej.
- Tak wiem, na mnie wszystko wygląda wspaniale - uśmiechnęła się Em i odgarnęła włosy - Więc trzeba wam znaleźć jakieś miejsce, gdzieś tu koło mnie. - dziewczyna rozejrzała się po klasie i dostrzegła wolną ławkę po swojej lewej stronie.
- Toby złotko, przesiądź się do przodu, ta miła dziewczyna bardzo chce usiąść na twoim miejscu - wskazała ręką na mnie.
Chłopak miał krótkie czarne włosy, podniósł głowę i spojrzał na Emily, Lanę i mnie. Poczułam się trochę dziwnie, że z mojego powodu chłopak musi rezygnować ze swojego miejsca, ale gdy zobaczyłam wzrok i minę Em , wiedziałam że chłopak nie miał innego wyjścia., przeszedł obok mnie i usiadł kilka miejsc dalej.
- Ach ta władza. Możecie siadać, macie świetne miejsca.
- Dzięki - powiedziałyśmy zgodnie i zajęłyśmy miejsca w momencie gdy zadzwonił dzwonek rozpoczynający lekcje.
 
 
*****
 
 
   Moja pierwsza lekcja minęła bardzo szybko, nie słuchałam nauczyciela, gdyż całą swoją uwagę poświęciłam na karteczkową rozmowę z Laną i Em. Miałam już dwie przyjaciółki, a minęło dopiero 45 minut. Następną lekcją był angielski na którym nie robiliśmy nic oprócz spraw organizacyjnych i pisaniu listy lektur. Siedziałam obok Tobiego, który okazał się naprawdę miły. Po wyjściu z sali, czekałam na Emily, która miała iść ze mną na francuski. Nie musiałam długo czekać, Em podeszłą i przyprowadziła ze sobą blond piękność. Dziewczyna miała świetną figurę i również była cheerleader'ką.
- Reese poznaj proszę kapitankę drużyny cheerleader'ek Caroline - dziewczyny wymieniły między sobą spojrzenia.
- Miło mi - odpowiedziałam.
- Mnie również - uśmiechnęła się - Mów mi Carol jak wszyscy. Zaprowadzimy cię pod salę.
Po dotarciu pod salę zobaczyłam ławki ustawione w podkówkę.
- To po to, żebyśmy mogli obserwować i słuchać wszystkiego co mówią inni - uświadomiła mnie Carol.
- Cóż nie lubię być zbytnio widziana, więc troszkę mi to nie na rękę.
- Mówi się trudno, proszę siadaj tu a my siądziemy obok i jakoś zleci.
- Ok.
Lekcja mijała na pisaniu karteczek i rysowaniu w zeszycie. Zauważyłam również, że Emily i Caroline trzymają się za ręce. Nie zrobiło to na mnie zbyt wielkiego szoku, widziałam już takie pary gdy mieszkałam z rodzicami w Nowym Yorku. Byłam bardzo tolerancyjna i mało rzeczy wyprowadzało mnie z równowagi.
- Reese - na dźwięk głosu nauczycielki, który oderwał mnie od pisania liściku, wypadł mi długopis i wszyscy zgromadzeni spojrzeli na mnie - w poprzedniej szkole uczyłaś się francuskiego ?
- Nie proszę pani.
- Pytam bo nie wiem czy dasz sobie radę w tej klasie.
- Poradzi sobie proszę pani - wtrącił się melodyjny głos Caroline i wszyscy przenieśli wzrok na nią - pomożemy jej - teraz to nawet ja spojrzałam na nią.
- Dobrze postarajcie się nadgonić materiał za trzy miesiące, inaczej pomyślimy o przeniesieniu do innej klasy.
- Spoko, spoko trzy miesiące to dużo czasu. Damy radę prawda Res ? - pokiwałam wolno głową w odpowiedzi Emily, choć sama nie wierzyłam w to że nam się uda przy moim braku talentu do języków obcych.
- Dobrze, Reese po lekcji przyjdź, dam ci książki do pierwszej klasy, przydadzą ci się.
- Dobrze proszę pani - odpowiedziałam a nauczycielka powróciła do kontynuowania lekcji i znów mogłam się zająć pisaniem liścików. Nawet się nie zorientowałam kiedy zadzwonił dzwonek. Wpakowałam wszystko do torby i udałam się do biurka nauczycielki.
- Reese - Carol chwyciła mnie za rękę - poczekamy przed salą.
- Ok.
- Proszę bardzo, oto książki. W niektórych miejscach są popisane, ponieważ udostępniam je uczniom którzy nie przynieśli swoich, możesz to wymazać. Mam prośbę o zwrot ich gdy już nadgonisz materiał.
- Dobrze i dziękuję.
- Wiesz bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców, strasznie dużo masz pewnie teraz na głowie.
- Z dziadkami nie jest tak źle, dogadujemy się.
- Ze sprawdzianami z drugiej klasy nie musisz się na razie przejmować, umówimy się na jakieś terminy, gdy uporasz się ze wszystkim. Caroline i Emily to bardzo zdolne i jedne z najlepszych z francuskiego, więc wierzę że dasz radę.
- Jeszcze raz dziękuję.
- A teraz już idź, bo za chwilę przerwa się skończy. Do widzenia.
- Do widzenia - powiedziałam i wyszłam z sali. Dziewczyny czekały na mnie , była tam również Lana.
- Co masz teraz ? - spytała.
- W-F, ale i tak nie ćwiczę przez rękę. Muszę tylko zanieść zwolnienie.
- Świetnie, mamy teraz trening cheerleader'ek, więc jak chcesz możesz przyjść i obejrzeć.
- Dobra - dziewczyny ruszyły przodem a ja i Lana poszłyśmy z tyłu.
- Wiesz nie zadawaj pytań o to, że Em i Carol są parą, ich ujawnienie się było bardzo trudną chwilą w ich życiu.- Spojrzałam na moją przyjaciółkę i odpowiedziałam.
- Nie takie rzeczy się widziało.
- Nie wątpię, ale i tak uważaj. To jeszcze drażliwy temat.
- Dzięki za radę.
     Po oddaniu zwolnienia nauczycielce skierowałam się na boisko, gdzie cheerleader'ki wykonywały swoje akrobacje. Gdy trening się zakończył skierowałam się z powrotem do budynku szkolnego na kolejne zajęcia.
 
*****
 
    Lana szła korytarzem w kierunku sali od matematyki, mijała ciekawskie spojrzenia uczniów i ich komentarze dotyczące koloru jej włosów. Była odważna, że zdecydowała się je przefarbować i wiedziała że może to wzbudzić sensację, ale ileż można . Z rozmyślań wyciągnął ją znajomy głos.
- I jak tam z tą nową ... Reese, tak ? - spytał.
- Nie jest źle, musi się tylko jeszcze oswoić - odpowiedziała Lana i zerknęła na swoją koleżankę.
- A myślałaś już o powiedzeniu jej o tej sprawie ?
- Myślę cały czas, nie chcę aby to ją przerosło Naya. Wiesz musimy poczekać na odpowiednią chwilę.
- Masz rację, za dużo przeszła żeby męczyć ją jeszcze tym. Zmiana tematu, będziemy razem chodzić na matematykę.
- Świetnie, we dwie i pół damy sobie radę z każdym zadaniem. - uśmiechnęła się.
- Lana przestań wkurzysz ja jeszcze. Zbliża się jej rocznica jest rozdrażniona.
- Naya, każdy by był rozdrażniony na jej miejscu. Zauważyłaś że ostatnio się mało pokazuje ?
- Ale nawija cały czas - dodała Naya.
- A co takiego mówi ?
- Żebyś się nie spóźniła na lekcję .
- Ile to już minęło odkąd...
- Pięćdziesiąt lat - odpowiedziała szybko Naya nie pozwalając skończyć pytania.
- Biedna Ruby.
 
*****
 
 
     Zajęcia do przerwy obiadowej minęły tak samo. Na stołówce szukałam znajomej różowej głowy. Lana pomachała do mnie ze stolika przy którym siedziały już Emily i Caroline zajadając jakąś sałatkę. Siedziała z nimi jakaś dziewczyna której nie znałam. Miała czarne włosy do ramion, była azjatką o przepięknych oczach.
- Reese to jest Naya, ostatnia z naszej grupy - przedstawiła mnie Caroline.
- Miło mi, naprawdę.
- Mnie również - odpowiedziałam.
- I jak ci się podoba w szkole?
- Jest coraz lepiej, zwłaszcza że lekcje się już kończą.
Dziewczyny uśmiechnęły się. Cały czas nie mogłam oderwać wzroku od Nayi, było w niej coś dziwnego i czasami wydawała mi się nieobecna by po chwili znów wrócić do dyskusji na temat wyprzedaży czy nowych twarzy w szkole.
   Nim się zorientowałyśmy zadzwonił dzwonek kończący przerwę na lunch.
 
 
*****
 
    Po zajęciach Lana i Emily postanowiły odprowadzić mnie do domu. Lana mieszkała tuż obok moich dziadków a Emily kilka domów dalej przy pobliskiej lodziarni, która okazała się własnością jej rodziców.
    Po dotarciu do domu zjadłam obiad, porozmawiałam chwilkę z dziadkami i wyczerpana wróciłam do swojego pokoju.
   Rzuciłam torbę gdzieś w kąt, wzięłam słuchawki i włączyłam swoje ulubione piosenki. Postanowiłam wziąć długą kąpiel po której poczułam się o wiele lepiej. Była już 21:30, zmęczona bez chwili wahania położyłam się na łóżku i szubko zasnęłam.
 
 
*****
 
    Przyśnił mi się dziwny sen. Na początku byłam sama w ciemnym, prawie czarnym pokoju. Nagle otworzyły się jakieś drzwi i w blasku wydobywającym się z nich dostrzegłam sylwetkę chłopaka. Podeszłam bliżej i wtedy rozpoznałam jego oczy... to był Toby, chłopak którego poznałam na lekcji fizyki . Wyciągnął do mnie rękę i powiedział
- Chodź, szybko, muszę ci coś pokazać.
Moja dłoń automatycznie powędrowała w jego kierunku. Gdy tylko dotknęłam jego palców sceneria się zmieniła.
   Teraz znajdowaliśmy się w gęstym i cichym lesie.
- Gdzie jesteśmy, co się stało? - odwróciłam się do Tobiego, ale jego już przy mnie nie było. Byłam sama.
    Po swojej lewej stronie zauważyłam jakiś ruch. Zza drzew wybiegła dziewczyna w postrzępionej, brązowej sukience a za nią jakiś mężczyzna, oboje zdawali się mnie nie widzieć, chociaż stałam im na drodze.
- Nie uciekniesz daleko.- wykrzyknął.
Niemal widziałam i czułam jak mięśnie dziewczyny kurczą się w odpowiedzi na ton jego głosu. Przyśpieszyła. Serce biło mi jak szalone. Potknęła się o wystający korzeń drzewa i upadła. Mężczyzna podbiegł i strzelił do dziewczyny. Na dźwięk wystrzału zamarłam. Zabójca uciekł zostawiając swoją wykrwawiającą się ofiarę. Moje nogi same ruszyły w jej kierunku. Dziewczyna nie żyła, nie wiedziałam co zrobić. Wtedy dziewczyna odwróciła głowę w moją stronę i chwyciła mnie za rękę.
- Już nic nie będzie takie samo, przygotuj się na nowy początek - powiedziała, po czym jej postać zniknęła zostawiając mnie samą wpatrującą się w ogromną kałużę krwi i ślad po kuli pozostawiony na pniu drzewa.
 
 
 
 
 
Rozdział jak na pierwszy w mojej karierze podoba mi się nawet bardzo, zwłaszcza zakończenie. Nad dialogami muszę jeszcze popracować, bo mam z nimi problem.
Wszyscy najważniejsi bohaterowie zostali już wprowadzeni, radzę zwracać szczególną uwagę na Tobyego, coś w nim jest jeszcze sam nie wiem co, ale to coś ważnego.
Od przyszłego rozdziału już się będzie coś dziać i oczywiście dalej będę męczył Res.
Wszelkie pytania na moim internetowym pamiętniku, lub w kom.
 
 





Obserwatorzy